3 kraje – 3 wędrówki – 3 dni i MY.

MY – czyli Gryfowskie Towarzystwo Cyklistyczne wzięliśmy udział w tym jednodniowym rowerowym przedsięwzięciu zorganizowanym przez lubańskich działaczy masowej turystyki. I tutaj muszę stwierdzić z małą zazdrością w gardle (skoczył mi ping-pong po prostu) – organizacja była na europejskim poziomie. Nie lubię cukrzyć, chwalić i lizać różnych części ciała, ale organizacja i poświęcenie ludzi zabezpieczających tę imprezę była na doskonałym poziomie. Należy docenić tych bezimiennych bohaterów, którzy z klasą i poczuciem humoru czuwali nad tą imprezą. Było to niemałe wyzwanie logistyczne. Oprócz grup rowerowych, maszerowały grupy piesze na różnych dystansach, od małych dzielnych szkrabów z szkół lubańskich po dzielnych weteranów, którzy z niejednej rajdowej miski jedli. Jeśli chodzi o zupę, to również muszę stwierdzić, że zupa pomidorowa, ufundowana przez organizatorów zrobiła się gęściejsza.

Gryfowskie Towarzystwo Cyklistyczne stanęło na wysokości zadania. Ze śpiewem na ustach, przy pięknej słonecznej pogodzie pokonaliśmy dystans 50 km i po odebraniu należnych nam dyplomów ruszyliśmy do Gryfowa, pokonując dalsze 15 km. Nie ukrywam, byliśmy wzmocnieni najemnikami, którzy z nami jeżdżą i wpływają na sukcesy naszej grupy. Tutaj chciałbym podziękować panu Kazimierzowi i jego wnukowi Pawłowi oraz panu Ryszardowi z Lubania, którzy życzliwie i ze zrozumieniem prowadzili nas jako rasowi przewodnicy po meandrach tras wytyczonych przez organizatorów. Wspomnę również o panu Józefie i jego sile spokoju i naszego czarnego konia z Lubomierza, pana Stanisława , który w kryzysowych sytuacjach przejmował psychologiczne dowodzenie. Nie sposób pominąć pani Wandy i jej dzielnej walki z zaskrońcem uratowanym zresztą przez naszą grupę przed przejechaniem. Wygrzewał się po prostu skurczybyk na asfalcie. Po drodze spotkaliśmy sympatyczne grupy rowerowe z Siekierczyna i zorganizowaną grupę rowerowo-uderzeniową z Bogatyni. Razem z okrzykiem „Huraaaa!!!” sforsowaliśmy drogę krajową nr 30 blokowaną przez ciągle jeżdżące samochody. Wspomnę też o nas rodowitych gryfowianach, zawodowcach i byłych sportowcach: Józku z Wieży, Stanisławie byłym kolarzu, Kazimierzu nauczycielu WF-u, Krystianie o dużym potencjale i talencie sportowym. Nasza grupa wzbudzała podziw i zdziwienie u innych zrzeszonych grup turystycznych. Padały pytania: „Jak wy jeździcie bez wsparcia władz miasta, sponsorów i płacenia składek? Przecież reklamujecie i promujecie skuteczne swoją miejscowość? Pytania te zbywaliśmy dyplomatycznym milczeniem, które jest podobnie złotem. Bo co mogliśmy powiedzieć? Że nie ma pieniędzy?

Z rowerowym pozdrowieniem Jan Wysopal

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


× 3 = osiemnaście